Porównaj oferty operatorów pod Twoim adresem
oszczędź do 50%

 
 
 
ArtykulyWiadomości

Polacy vs Technologia okiem Teleguru: Negatyw negatywu

Odkąd smartfony stały się popularne, zastępy pedagogów i psychologów miotają się i hałaśliwie tupią, skrzecząc, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że twoje/moje/nasze/wasze/jego dziecko może uzależnić się od telefonu. Wrzaski i piski pedagogów są w dużym stopniu uzasadnione – trudno byłoby nie przyznać im racji, gdy na ulicach, w autobusie czy nad rzeką widzi się mnóstwo siedzących i stojących (a czasami leżących) delikwentów ze smartfonami. Później narzeka się, że „dzisiaj ta młodzież to tylko przy smartfonach siedzi lub stoi (lub leży)” – w czym naprawdę nie ma odrobiny przesady. Zawsze można jednak spojrzeć na to zjawisko w inny sposób.

Sugerując spojrzenie z innej strony, nie mam bynajmniej na myśli podkreślania pozytywów faktu, że myszkowanie w internecie i granie w mobilne gry pożera większość życia współczesnych nastolatków. Nie chodzi mi nawet o tę zapakowaną w skarpety pedagogów oczywistość, że zbyt wielu pozytywów byśmy się w tym przypadku nie doszukali. Nie. Chodzi tylko o to, że cechy pozytywne są diabelnie nudne, co zresztą stwierdzono naukowo już dawno temu. Gdzie? Nie wiem. Niemniej jednak dziś zajmiemy się wyłącznie negatywami – i nie będą to negatywy pospolite (łac. negativum normalus – plus jakieś 100 zapasowych końcówek, w razie gdyby komuś przyszło do głowy odmieniać to przez przypadki). Będą to negatywy szczególne – więcej: będą to negatywy negatywów.

Słit-focia z czasów antycznych

Jeśli ktoś narzeka, że teraz jest za dużo telefonów, to zawsze można na to spojrzeć inaczej: kiedyś telefonów nie było w ogóle – i ucierpiała na tym nasza wiedza o historii. To właśnie jest negatyw negatywu (który w fachowej literaturze występuje również jako odwracanie kota ogonem): odwrotność narzekania na nadmiar smartfonów w życiu człowieka. Czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę, ile zagadek, teorii i niedomówień w historii zostałoby wyjaśnionych, gdyby jakiś geniusz czasów zamierzchłych wynalazł smartfona?

Trudno jest wierzyć w to, co wypisują w podręcznikach do historii – zwłaszcza jeśli informacja dotyczy bardzo odległej przeszłości. Tak, trudno jest wierzyć w to, co badacze piszą o dawnych dziejach ludzkości – tym bardziej jeśli zdamy sobie sprawę, że to, co tam piszą, wnioskują z jakichś tam dwóch lub trzech glinianych tabliczek i wykopanej figurki półnagiego pana, nie zaś porządnych i niezbitych (to znaczy niepołamanych) dowodów, takich jak na przykład nagranie z kamery czy chociażby czarno-białe zdjęcie.

Dajcie dowód!

Nagrania i zdjęcia – to było później. Ale co z tym, co było wcześniej? Naukowcy nie są w stanie odtworzyć rzeczywistości sprzed kilkuset, a tym bardziej kilku tysięcy lat, więc na temat tego, kto/co/gdzie/jak, pozostaje im spekulacja w kąciku. I ewentualne westchnięcia (ale to już tylko jeśli ktoś jest bardziej sentymentalny): „szkoda, że nikt tego wtedy nie mógł nagrać”, „szkoda, że nikt wtedy nie zrobił zdjęcia, by to udowodnić” i tak dalej.

Kto wynalazł koło, siekierę i alfabet? Czy kobieta faktycznie była kiedyś papieżem, czy to tylko legenda? Co wbili w ziemię Krzyżacy przed bitwą pod Grunwaldem? Szkoda, że na te i miliony innych pytań dotyczących dziejów świata nie uzyskamy nigdy odpowiedzi. Na pewno sporo rzeczy byłoby wyjaśnionych (i przy okazji część bzdur związanych z przeszłością obalona), gdyby na przykład ktoś przez przypadek miał wtedy smartfona… i co nieco udokumentował.

Back to top button